„Grieftain” to ja, autorski słowotwór który stworzyłem z połączenia angielskich słów grief (żal) oraz chieftain (wódz plemienny). W polskim, przekładzie idącym raczej z duchem niż literą, jest to dla mnie patetycznie brzmiący „Żalmistrz”, chociaż stanowczo wolę angielską wersję.
Czytam od zawsze. W młodości w ilościach hurtowych, potem niestety dorosłość (a raczej lenistwo…) sprawiała, że czytałem mniej, chociaż zwykle te kilkanaście pozycji w ciągu roku udało mi się przeczytać. Teraz, także po to, by zmotywować się do czytania, założyłem bloga, na którym recenzuję książki. W przyszłości chcę trochę szerzej pisać także o literaturze i tekstach.
Zdarza mi się popełnić jakieś opowiadanie, mam nadzieję, że wkrótce pojawią się one także na tej stronie, bo aktualnie są w trakcie siedemnastej serii poprawek i korekty.
Od niedawna mieszkam w Częstochowie, w związku z pracą na UJD.
A o co chodzi z Cheshire kotem? Cytująć Lewisa:
Widziałam już koty bez uśmiechu – pomyślała Alicja – ale uśmiech bez kota widzę po raz pierwszy w życiu. To doprawdy nadzwyczajne!