Trudno mi coś o tej książce na pisać, będzie więc mocno punktowo.
Na pewno ciekawie się czyta perspektywę Ukraińską, w której Polska jest Zachodem, tak bardzo jak tylko może być, a Miłosz jest przedstawiany w sposób, w jaki my uczymy się o Dante Alighierim czy Szekspirze. To my wybieramy soczewkę, przez którą patrzymy na świat, i może warto jest, pożyczyć tą Oksany Zabużko; w niej, jako Polacy, nie jesteśmy na skraju mitycznego Zachodu, ale jesteśmy jego inherentną częścią.
Wrażenie zrobił na mnie również esej „My deportowani. Koda”. Autorka pochyla się w nim nad przymusowymi przesiedleniami i ich konsekwencjami, z bardzo osobistej, ludzkiej perspektywy, zerwaniu więzi człowieka z ziemią. To najlepszy tekst z tego zbioru moim zdaniem.
Z drugiej strony, esej na temat Czarnobyla, chociaż czyta się go miło, chyba nie do końca ma związek z rzeczywistością. Przedstawiona w nim jest katastrofa rodem z materiałów propagandowych anty-atomowych środowisk. Nie oceniam tutaj opisu atmosfery społecznej Ukrainy, bo ten jest naprawdę ciekawy („Dobre to było miasto!” – mieszkańcy Kijowa), tylko wpływu Czarnobyla na zdrowie ludzi, który wydaje się wyolbrzymiony (potwierdza to też szybki google).
Poza tym dużo jest tutaj przeintelektualizowanego bełkotu, który wywołuje mój sprzeciw. Mam wrażenie, że przez sporą część tekstu cały czas przebrzmiewa echo „kultury wysokiej”, czyli terminu, który mam nadzieje, że zniknie wkrótce ze świata razem z tym zjawiskiem. Kultury, która niesie kaganek oświaty ciemnym masom (które oczywiście nic sobie z tego nie robią) i poklepuje się po plecach w kółkach wzajemnej adoracji. Zastanawianie się, czy dany naród „przepracował” coś za pomocą swojej kultury jest według mnie raczej koncepcyjną zabawą, a nie poważną dyskusją.
Dodatkowo, jak każdy tekst „ze wschodu”, polecam go wszystkim fanom ZSRR, którzy mają wątpliwości co do oceny tego tworu politycznego.