Inne Pieśni wpadły mi w ręce przypadkiem, polecone przez przypadkową osobę. Dukaja czytałem wcześniej “Lód”, kilka lat temu i zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie, ostatnio połknąłem lżejsze “Imperium chmur”, ale Pieśni to zupełnie inna klasa.
Po przeczytaniu pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy było: dlaczego Nobla dostała Tokarczuk, a nie Dukaj? Ze względu na nagrodę przeczytałem trzy książki swojej rodaczki i żadna z nich mnie nie zachwyciła. Najwięcej dobrego chyba mogę powiedzieć o Biegunach, którzy faktycznie są napisani pięknym językiem; forma piękna, ale treści brak. W Pieśniach chciałoby się powiedzieć, że jest odwrotnie, byłoby to jednak uproszczenie, bo cała powieść jest właśnie o Formie. Ta jest więc ani brzydka, ani ładna, trochę znana i równocześnie obca. Przez pierwszych kilkanaście rozdziałów zachwycałem się właśnie nią; choć sprawiała mi wiele problemów ze zrozumieniem (robiłem nawet notatki: “Mimo że coraz silniej przenika mnie anthos Innej Pieśni, nadal wiele nie rozumiem.“; początek wpisu po 6 rozdziale). Zapisując to, nie miałem pojęcia, co znaczy anthos i chyba do dzisiaj nie jestem pewien. Bo anthos w naszym świecie to rozmaryn, mnoga forma pliszki czy kwiatostan, zależnie w którą stronę skręcimy, śledząc etymologię słowa; u Dukaja to forma wpływu, niezdefiniowanego i niejasnego, i właśnie znajdując się w jego zasięgu, rozumiałem coraz więcej z tego, co chciał powiedzieć autor, mimo że szczegóły były niejasne.
Kolejną rzeczą, która mnie zachwyciła, było wrzucenie czytelnika w środek historii. W pewien sposób nie śledzimy akcji od początku do końca. Bohaterzy, których spotykamy i świat przedstawiony nie są nam dani jak plansza do towarzyskiej gry na piątkowy wieczór, ale od samego początku są dynamiczni, są aktorami w rozgrywce, która trwa już od tysiącleci, to czuć. Hieronima Berbelka, naszego protagonistę, poznajemy, gdy znajduje się na dnie (przy okazji – antagonisty nie poznamy… nigdy). Na pierwszy rzut oka można by zinterpretować fabułę jako opowieść jego triumfalnego powrotu na szczyt. Równie zasadna jest jednak zupełnie odmienna interpretacja, w której biedny bohater jest marnym pionkiem, brutalnie wykorzystanym i okaleczonym przez żądną zemsty za wygnanie na księżyc, Wiedźmę. A może nawet bogowie są w tej powieści jedynie wariacją na temat tego, jak wyglądałby świat, gdyby Arystoteles miał rację? Wszystkie one mogą być prawdziwe.
Ta niepewność przebija się przez całość powieści i to naprawdę nie przeszkadza, jest to bowiem chaos, nad którym autor przez cały czas panuje. Okazało się dla mnie ogromnym szokiem, gdy na ostatniej stronie znalazłem informację, że Dukaj napisał “Inne pieśni” w sześć miesięcy! Sam świat przedstawiony jest wyjątkowy, widać ogrom włożonej w jego pracy, a do tego dochodzi bynajmniej nie prosta fabuła, złożona historia i ta bezczelna, wszędobylska dwuznaczność. Trudno mi sobie wyobrazić jak można tak szybko stworzyć coś tak dobrego.
Niestety znowu wrócę do Olgi Tokarczuk. Nie mam nic do jej twórczości ani do jej osoby, ale przy zestawieniu jej twórczości, co najmniej tej mi znanej, i uzasadnienia nagrody dla niej (cytat za wikipedią: “za wyobraźnię narracyjną, która z encyklopedyczną pasją reprezentuje przekraczanie granic jako formę życia”) z Innymi Pieśniami, wypada po prostu słabo. Prawdopodobnie stąd wynikała moja pierwsza myśl; w dziele Dukaja koncepcja zasięgu, granicy, zarówno tej wewnętrznej człowieka, jak i zewnętrznej, wpływu na świat, a nawet tego, co należy do świata, a co nie należy, jest istotą całego dzieła, a nie niejasnym ozdobnikiem.
I rozumiem, że zawsze po każdej nagrodzie, pojawiają się komentarze, dlaczego X, a nie Y. Nie chodzi mi tu jednak o to, by zniechęcać do czytania Tokarczuk czy jakoś rozpaczać nad nagrodą dla niej, tylko o to, by naprawdę mocno podkreślić: “Inne pieśni” warto przeczytać.