Książka ta wpadła mi w ręce przez przypadek i już sam tytuł zainteresował mnie na tyle, bym postanowił ją przeczytać. Wedle informacji na okładce, to reportaż o latach 2014-2016, kiedy Państwo Islamskie próbowało podbić część kurdyjskich teren, w praktyce to jednak szerszy komentarz na temat Kurdystanu, jego historii, polityki i kultury.
W tej roli sprawdza się bardzo dobrze, zawierając mnóstwo informacji na temat tego dość nieznanego dla Polaków ludu. Zwykle myśląc o bliskim wschodzie, wyobrażamy sobie monolit, z ewentualnie wyróżniającym się Izraelem, jednak ta książka w bardzo przystępny sposób pokazuje, że jest to całkowicie błędne spojrzenie. Nawet żyjący bez własnego państwa Kurdowie dzielą się na kilka grup, a zaraz obok nich mieszkają jeszcze Arabowie, jazydowie, Turkmeni, Ormianie, Persowie i inni, a ja wręcz żałowałem, że opisano w niej tylko jedną z tych grup. Możemy więc poznać początki istnienia kurdyjskiej państwowości, ich wierzenia i długą, ciągle trwającą drogą do niepodległości.
Silnym skojarzeniem podczas czytania tej książki było wspomnienie przeczytanej przed laty pozycji „Imperium na kolanach. Wojna w Czeczeni 1994-1996”. Tam również mamy obraz, który bardzo silnie rezonował w mojej „polskości”, otoczonych przez wrogów patriotów walczących o niepodległość dla swojej ojczyzny. Już po przeczytaniu przeze mnie tej książki, Szamil Basajew, pokazany w niej jako bohater pozytywny, przyznał się do ataku na szkołę w Biesłanie, gdzie zginęło ponad 300 osób, a także do kilku innych zamachów.
W przypadku „Nazywam się Kurdystan” autor w ogóle nie ukrywa, że kibicuje niepodległościowym zapędom Kurdów, więc przedstawiona wizja Kurdystanu może być wyczyszczona z ich negatywnych cech. W oczach Witolda Repetowicza są oni tolerancyjni względem każdego wyznania, nie szukają zemsty nawet za naprawdę doznane krzywdy, przyznają się otwarcie do czarnych kart swojej historii, mimo istnienia watażków, rządzących zbrojnymi bandami, nie nadużywaj oni swoją władzy. Wydaje się to wszystko dość nierealne.
Bardzo smutne jest czytanie o stosunku Turcji do Kurdów, zarówno kiedyś, pod rządami Atatürka, jak i współcześnie. Opisywane sytuacje, aktywna agresja w stosunku do ludzi kurdyjskiego pochodzenia lub odmowa zwykłej ludzkiej pomocy przez tureckie wojsko mrożą krew w żyłach. Nawet jeżeli pokazany obraz jest wypaczony przez sympatie Repetowicza, to nadal tureckie podejście jest bardzo dalekie od tego, czego należy oczekiwać od państwa cywilizowanego świata, starającego się o miejsce w Unii Europejskiej.
Książka jest niewątpliwi ciekawa, ale bardzo chaotyczna co utrudnia czytanie. Wielokrotnie musiałem „wracać” wzrokiem akapit czy dwa do tyłu, by zorientować się, gdzie w czasie znajduj się autor, ponieważ napisana jest bez zachowania jakiejkolwiek chronologii. Dla osób, które w ogóle nie znają historii bliskiego wschodu lub chociaż odrobiny geografii tego regionu, zorientowanie się opisywanych wydarzeniach również może być trudne, mimo zamieszczonych z tyłu map, swoją drogą, niezbyt czytelnych.