Melancholia sukuba – Michelle Mead

Melancholia sukuba – Michelle Mead

Ciężko jest czytając powieść młodzieżową z gatunku paranormal romance nie porównywać jej do otoczonego złą sławą „Zmierzchu”. Nawet jeśli w tym przypadku to ona jest nieśmiertelna i bynajmniej nie stroni od sexu, a jej śmiertelnych wybranków jest trzech czy nawet czterech. Na szczęście w tym zestawieniu „Melancholia Sukuba” wypada bardzo dobrze.

Dla niewiedzących: sukub to istota żywiąca się energią życiową poprzez sex. Sukubem jest właśnie główna bohaterka książki, Georgina Kincaid, wywodząca się ze starożytnej Grecji a aktualnie żyjąca w Seattle. Pracuje sobie spokojnie w księgarni i wiedzie normalne życie, starając się nie zważać na to, że raz na jakiś czas musi zaliczyć faceta by dalej funkcjonować. W sumie nawet w naszym XXI wieku to nic niezwykłego wśród młodych dziewcząt. I tu od razu książka łapie duży plus: to, że Georgina dosłownie MUSI uprawiać sex, bynajmniej nie oznacza, że znajdziemy tutaj jakieś bardzo szczegółowe czy częste opisy współżycia. Sceny stosunku są tutaj mniej ważną sprawą a czasem są nawet całkowicie pomijane. Dzięki temu nie odniosłem wrażenia znanego już z lektury „Czystej Krwi”, że bohaterce zależy tylko na tym by zaliczyć wszystko co się rusza. Prosta sprawa, a cieszy i pozwala bardziej interesować się przedstawianą historią.

Wraz z rozwojem fabuły, Georginie przybywa zarówno partnerów(choć właśnie nie seksualnych) jak i kłopotów. Z kolejnymi stronami kilka początkowo pozornie różnych i niezależnych od siebie wątków łączy się w większą całość. Akcja początkowo jest dość powolna, z czasem nabiera jednak bardziej dynamicznego tempa, a i punkt kulminacyjny nie powinien zawieść rządnego emocji czytelnika. Prosty język dobrze oddaje klimat powieści i realia Seattle z początku tego wieku. Zdecydowana większość dialogów wypada naprawdę naturalnie i niejednokrotnie śmiałem się z żartów sytuacyjnych. Dodatkowym smaczkiem jest powolne wprowadzanie czytelnika w te elementy świata przedstawionego których czytelnik nie zna żyjąc w XXI wieku: diabelską hierarchie i biurokracje czy rodzaje „niższych nieśmiertelnych”.

Tym co najbardziej mnie ujęło było dość absurdalne i wypaczone pojęcie walki dobra ze złem. Owszem, gdzieś tam w tle toczy się niekończąca się epicka bitwa o dusze śmiertelników pomiędzy Bogiem a Szatanem. Na pierwszym planie mamy jednak arcydemona Jerome, którego ulubionym zajęciem jest upijanie się w sztok ze swoim dobrym znajomym, aniołem Carterem. Znajdziemy tu odwrócenie sytuacji znanej z „Mistrza i Małgorzaty”, gdzie szatan był nie do końca zły. Tutaj Carter mimo patetycznych wypowiedzi i częstego cytowania Biblii czasem podejmuje decyzje które ciężko ocenić jako jednoznacznie dobre. Dzięki temu anioł bardzo szybko stał się jedną z moich ulubionych postaci.

Największą moim zdaniem wadą tej książki jest to, że Georgina mająca grubo ponad dwa tysiąclecia nadal często zachowuje się jak dwudziestolatka. To, że jest kobietą może tłumaczyć brak logiki w jej zachowaniach i częste kierowanie się emocjami, ale nie totalny brak czegoś co zwykle nazywamy doświadczeniem życiowym. Z drugiej strony, gdyby tak nie było to Georgina nie miałaby tylu problemów które potem rozwiązuje w całkiem interesujący sposób. Momentami można też doszukać się drobnych nieścisłości, nie psują one jednak obrazu całości.

We wstępie napisałem, że książka w zestawieniu ze „Zmierzchem” wypada bardzo dobrze. Po poprawce na to, z czym była zestawiana dostajemy werdykt: „Melancholia Sukuba” jest niezła. Ot takie czytadło nie wymagające zbyt wielkiego wkładu intelektualnego czytelnika, choć z drugiej strony potrafiąca czasem zaskoczyć fajnym rozwiązaniem. Jeśli ktoś jest fanem paranormal romance, tutaj znajdzie dokładnie to czego szuka z delikatnym dodatkiem kryminału.

Dodaj komentarz