„Umrzeć w deszczu” wygrałem tutaj, na booklikes poprzez książki do wzięcia. To bardzo fajna inicjatywa, powiększyłem dzięki niej już swoją domową biblioteczkę o kilka pozycji, w tym takie, których normalnie bym nie przeczytał. Nowelki (ciężko mi nazwać to czymś więcej) Aleksandra Sowy inaczej nigdy bym nie dotknął – 136 stron i mały format to zdecydowanie za mało by mnie zainteresować.
Opis książki zamieszczony w konkursie od razu lekko mnie zniechęcił. Jego pierwsze zdanie, „Najsmutniejsza książka jaką kiedykolwiek czytaliście.”, jest strasznie pretensjonalne. Z drugiej strony przyciągnął moją uwagę i zechciałem zobaczyć co jest takiego tragicznego w opowiedzianej historii. Po przeczytaniu mogę szczerze powiedzieć, że nic.
Książka opowiada całe życie fotografa, Artura Sadowskiego, od początków jego pasji, która później przeradza się w zawód, po samobójczą śmierć. Jest to opis bardzo powierzchowny, posuwający się naprzód skokowo i pokazujący jedynie momenty, które autor z jakiegoś powodu uznał za ważne – na moje oko kryterium było właśnie występujące w nich nieszczęście. Pomijając krótki rozdział opisujący początki fascynacji fotografią, pierwsze pół książki to opis kolejnych śmierci i tragedii osób związanych z głównym bohaterem. Byłoby to być może smutne, gdyby nie to, że od przedstawienia postaci do jej zniknięcia lub śmierci autor najczęściej potrzebuje tylko kilka lub kilkanaście stron. Dla mnie to zdecydowanie za mało, by kogokolwiek poznać i polubić, więc nawet przez moment nie było mi nikogo żal.
W drugiej części książki mamy okazje poczytać trochę o konflikcie na Bałkanach z końca ubiegłego wieku. To chyba jeden z najlepszych momentów lektury, ponieważ jeżeli tylko zignorujemy dziejącą się w tle kolejną, wkrótce nieszczęśliwą, historię miłosną możemy dowiedzieć się czegoś o jednym z bardziej współczesnych konfliktów . Nie wiem, czy wszystkie daty zgadzaj się z rzeczywistością, ale zawsze dobrze jest uświadamiać ludzi jakie rzeczy działy się w Europie jeszcze 20 lat temu.
Wspomniane pierwsze zdanie opisu jest dla mnie typowym chwytem marketingowym i jako taki rozumiem całą powieść – bez głębi i wiadomości, którą opowieść chce przekazać. Historia Artura to po prostu szereg nieszczęśliwych zdarzeń i kiepski bohater fikcyjny, który woła o uwagę użalając się na sobą. Z drugiej strony mogę nie być czytelnikiem docelowym autora i to tutaj leży problem mojego złego odbioru książki. Jestem relatywnie młody i nie przeżyłem jeszcze tylu tragedii życiowych by móc identyfikować się z bohaterem, nie posiadam też żadnych wspomnień związanych z konfliktem w Bośni i Hercegowinie.
Kolejnym moim zarzutem jest to, że nie widzę związku pomiędzy kolejnymi zdarzeniami, jedynym łączącym je elementem jest postać Artura Sadowskiego. Gdyby tak z czystej złośliwości wyrzucić z książki kilka środkowych rozdziałów, nie miało by to żadnego wpływu na strukturę opowiadania i zakończenie.
Jako jeden z niewielu plusów mogę wymienić język, styl i ogólnie warsztat pisarski Aleksandra Sowy. „Umrzeć w deszczu” jest napisane faktycznie schludnie, czyta się je miło i przyjemnie i pod tym względem przerasta wiele dzisiejszych bestsellerów. Myślę, że jeżeli trafi się okazja, przeczytam coś jeszcze tego autora, choć na pewno nie wydam na nową pozycję pieniędzy. Historia Artura Sadowskiego nie trafia do mnie w ogóle, a zamiast smutku wzbudza we mnie niechęć.
Po sprawdzeniu ocen na LubimyCzytac.pl widzę, że w swojej negatywnej ocenie książki jestem raczej odosobniony. Czy ktoś z was czytał „Umrzeć w deszczu” i ma odmienną od mojej opinie?