Ktoś kiedyś powiedział, że największym wrogiem dobrego jest wystarczające. Steve Jobs swoim życiem w bardzo dobitny sposób pokazywał, że nie musi to być wcale prawdą. Był to człowiek który nie tylko nie akceptował wystarczającego, ale odrzucał także dobre i bardzo dobre. Wszystko do czego się zabierał musiało być wykonane perfekcyjnie i właśnie z takim podejściem odniósł olbrzymi sukces jako przedsiębiorca. To Steve Jobs wybrał Waltera Isaacsona by napisał jego biografie i nie ma wątpliwości, że oczekiwał arcydzieła. Czy cel ten udał się autorowi książki? Śmiem uważać, że jak najbardziej tak.
Nigdy nie interesowałem się zbytnio ani marką Apple, ani Stevem Jobsem oraz nigdy nie posiadałem Macintosha, iPoda czy innej zabawki zaczynającej się od literki „i”, chociaż oczywiście miałem podstawowe pojęcie kim jest ta postać i jaką firmę prowadzi. Z tego powodu dla mnie książka ta była niekończącym się ciągiem coraz to nowych niespodzianek. Już na pierwszych stronach zaskakuje mnie informacja, że ten człowiek, którego często wskazywało się jako przykład amerykańskiego przedsiębiorcy, był oddany do adopcji zaraz po urodzeniu a jego biologiczny ojciec był Syryjczykiem. Inną zaskakującym wiadomością był fakt, że Steve Jobs był współodpowiedzialny za produkcje takich filmów animowanych jak Toy Story czy Dawno temu w trawie, na których się wychowałem. Warto zauważyć, że oprócz opisywania głównych torów życia Jobsa autor poświęcił również sporo papieru na ciekawe szczegóły jak na przykład długie negocjacje Apple z U2 w sprawie udziału zespołu w reklamie jabłuszka.
Walter Isaacson postanowił podzielić biografie na ponad 40 rozdziałów skupiających się na poszczególnych częściach życia i pracy Steva Jobsa. W ogólnym ujęciu zachował chronologię, chociaż gdy już rozpoczął konkretny wątek prowadził go do samego końca. Przykładowo rozdział o iPodzie opisuje produkt od procesu powstawania, poprzez jego ewolucje, aż do pozycji na rynku w 2010. Biorąc pod uwagę jak aktywnym człowiekiem był założyciel Apple sprawdziło się to doskonale. Inne wyjście stworzyłoby z siedmiuset stronicowego dzieła ciąg chaotycznych zdarzeń w którym ciężko by było przyjrzeć się samej postaci Jobsa.
Książka zatytułowana jest imieniem i nazwiskiem jej bohatera. Pierwszy raz użyłem w odniesieniu do Jobsa słowa bohater, ponieważ zwykle gdy w literaturze pojawia się to słowo, automatycznie chce się postać zaszufladkować: bohater pozytywny czy może bohater negatywny? Chciałbym napisać, że to autor przedstawia Steva w dość negatywnym świetle, ale było by to kłamstwo. Isaacson odwalił kawał dobrej roboty opisując w możliwie obiektywny sposób tę nietuzinkową postać. Gdybym miał już oceniać, powiedziałbym raczej, że czasem autor stara się wręcz bronić kontrowersyjnej postaci czy celowo traktuje niektóre tematy powierzchownie. Krytyki założycielowi Apple nie szczędzi jednak ponad sto osób z jego bliższego i dalszego otoczenia. Cytatem który bardzo zapadł mi w pamięć opisującym Jobsa były wypowiedziane półżartobliwym tonem słowa Billa Gatesa:: „Ja tu tylko ratuję świat od malarii i takich rzeczy , a Steve ciągle wymyśla zdumiewające nowe produkty „.
Steve Jobs widział wszystko w systemie zero-jedynkowym. Rzecz(lub osoba) mogła być wspaniała albo totalnie do niczego, nie było środkowych możliwości. Prawdopodobnie dlatego nigdy nie przeczytał swojej biografii, mimo iż znaczna większość jej napisana była jeszcze przed jego śmiercią. Po przeczytaniu książki i poznaniu trochę osobowości założyciela Apple widać jak wielkim i rzadko występującym kredytem zaufania obdarzył w ten sposób autora. Zaufaniem którego moim zdaniem Walter Isaacson bynajmniej nie zawiódł. Tylko czy Steve Jobs byłby tego samego zdania?”