Nazwisko Terrego Prachetta zna lub chociaż kojarzy większość czytelników. Absurdalny Świat Dysku podbił serca milionów ludzi na całym świecie. W tym przypadku jednak twórca tego krzywego zwierciadła występuje w duecie z Stephenem Baxterem, twórcą nurtu hard science fiction. Efektem tej pracy jest wydana przez wydawnictwo Prószyński lekka powieść z gatunku science fiction pod tytułem „Długa Ziemia”.
Już na samym początku książka sprawia małą radość: polska okładka wypada dużo lepiej niż ta oryginalnego wydania. Prostsza i bardziej nasycona kolorami od anglojęzycznego odpowiednika momentalnie zachęca do rozpoczęcia lektury. Po jej zakończeniu pozwala na uśmiech zadowolenia gdy odkrywamy, że przedstawiona scena wcale nie musi być taka zwyczajna jak wydawało by się na pierwszy rzut oka. Na drobny minus zasługuje za to opis z tyłu oprawy: przedstawieni tam szeregowy Percy i policjantka Jansson są tylko pobocznymi postaciami dla książki. Niezależnie od tego: pierwsze wrażenie bardzo pozytywne.
Główną linią fabularną jest wyprawa podjęta w celu znalezienia i zbadania końca Długiej Ziemi, czyli milionów niezamieszkanych światów równoległych odkrytych około 2015 roku. W myśl teorii kwantowej ich istnienie zakładał fizyk Hugh Everett już w połowie XX wieku. Według Baxera i Pratchetta maszyna która umożliwia podróżowanie po przyległych światach to dosłownie trochę elektroniki zasilanej ziemniakiem. Prostota mechanizmu i olbrzymie możliwości internetu w kwestii rozprowadzania danych doprowadzają do nowej ery kolonialnej.
Równoległe Ziemie mają jednak zasadnicze mankamenty: ułożone są szeregowo, każde przejście kosztuje ludzie kilkanaście minut potężnych mdłości. Ponadto niemożliwe jest zabieranie ze sobą żadnego żelaza przez co kolonizacja jest raczej powolna. Dlatego misja poznania końca Długiej Ziemi przypada Joshui Valiente, posiadającemu naturalny talent do przechodzenia z jednego świata do drugiego bez efektów ubocznych. Towarzyszy mu pierwszy człowiek który zreinkarnował się w postaci programu komputerowego – Lobsang.
Joshua oraz Lobsang to dwie pierwszoplanowe postacie które będą nam towarzyszyły przez całą książkę. Porównując je człowiek zreinkarnowany w komputerze wypada tutaj dużo lepiej. Czasem bardziej ludzki, czasami lekko zapominający o swoim człowieczeństwie jest naprawdę stabilną i dobrą częścią opowieści. W przypadku Joshuy na pierwszych kilkudziesięciu stronach powieści autorzy próbują nam sprzedać jak wielkim odludkiem jest nasz bohater tylko po to by stopniowo przekonywać nas, że może nie jest z nim tak źle. Między innymi przez to Joshua wydał mi się trochę mdły i niewyraźny.
Pobocznych wątków jest kilka, żaden z nich jednak tak naprawdę nie ma poważnego wpływu na fabułę. Wiele postaci jest wprowadzonych na potrzeby jednego lub kilku akapitów, a później porzuconych – co na pewno zniesmaczy bardziej dociekliwych czytelników. Między innymi poznamy losy kolonii założonej ponad sto tysięcy światów od podstawowej Ziemi czy trudną służbę policjantki w tych nowych warunkach.
Wartym poświęcenia chwili czasu na zastanowienie się jest częściowo opisany wpływ odkrycia Długiej Ziemi z jej praktycznie nieskończonymi zasobami naturalnymi na tą podstawową. Ile warte jest złoto, kiedy każdy może przeskoczyć kilka światów dalej i samemu zacząć je wydobywać? Jak chronić się przed przestępczością kiedy złodziej może dosłownie pojawić się w naszym świecie już w bankowym skarbcu? Oraz jak zareagują masy ludzi którym nagle w życiu pojawiła się łatwo dostępna alternatywa startu w dziewiczym świecie? Pytania te autorzy zostawiają nam, nie udzielając na nie jednoznacznej odpowiedzi.
Co może rozczarować czytelnika? Na pewno brak dużych ilości humoru i absurdu znanego ze Świata Dysku Terrego Pratchetta. Oprócz tego akcja rozwija się naprawdę powoli, co powoduje, że nawet nowatorskie rozwiązania fabularne nie zaskoczą raczej uważnego odbiorcy. Pewien niedosyt czułem również po tak zwanym punkcie kulminacyjnym, który ani szczególnie nie podniósł mi ciśnienia ani nie wyjaśnił wszystkich wątpliwości które nagromadziłem czytając książkę.
W mojej opinii „Długa Ziemia” to dobra książka którą można polecić każdemu fanowi science fiction oraz tym którzy jeszcze nie zetknęli się z tym gatunkiem jako dobry start. To podbijanie razem z ludzkością kosmosu i dzikiego zachodu na raz, wypełnianie białych plam na mapie prostymi szkicami i notatkami… Plam tych jednak zostało jeszcze naprawdę sporo, a zapowiedziana druga część ujrzy światło dzienne w Wielkiej Brytanii dopiero w czerwcu, co znaczy, że w Polsce jeszcze na nią poczekamy.